17 czerwca 2013

Religia

Ostatnio coraz częściej mam ochotę zacząć pisać bloga w sensie pamiętniku, ale nie mam zbyt dobrych wspomnień z moimi poprzednimi. Ten blog jest taką namiastką pamiętnika, bo przedstawiam tu moje przemyślenia.

Nie wiem czy teraz jest dobry czas i miejsce by zabrać się za ten temat. Ale spróbuje.
Religia, temat rzeka i temat, który już dawno miał być tu poruszony.
Wierzenia są różne, bez względu na to czy ktoś jest ateistą i tak wierzy w coś (w przypadku wyżej wymienionego wierzy, że Bóg nie istnieje). Na potrzeby tego postu określmy to wszystko jako WIARA.
Najczęściej zostajemy przy wierze nam wpojonej przez rodziców, tej zaszczepionej, bo większość ludzi nie stara się nawet poddać w wątpliwość, słowa kapłana, biblii itp. Uczą nas, że wątpliwość jest grzechem, że powinniśmy wierzyć w to, co przekazuje ksiądz. "Bóg tak powiedział i tak ma być, a wszyscy, którzy zastanawiają się czy to co mówi jest prawdą będą potępieni" tak w skrócie można opisać system wpajania ludziom wiary. Niektórzy twierdzą, że wiara jest potrzebna by dyktować ludziom co jest dobre, a co nie, ale od tego mamy rodziców, żeby nas nauczyli, wskazali drogę, nie wywody kapłanów. 
Paradoksem jest to, że KAŻDA religia jest przekonana, że to ich jest ta jedyna właściwa, inne to herezje, zatem jak w tej papce religii znaleźć prawdę? Która religia przedstawia tą prawdziwą wersje? Tego prawdziwego Boga/Bogów.
Każdy ma własne przekonania i każdy może wierzyć w co chce, ale dlaczego swoje poglądy zostają na siłę wpajane innym, wręcz można nazwać to groźbą, bo nie możemy tego kwestionować, pójdziemy do piekła.
Spójrzmy teraz na ateizm, wydaje się to takie proste "Nie ma Boga" i tyle, ale jednak to nie jest takie proste. Żeby dojść do ateizmu trzeba jednak przemyśleć (chyba, że tak nam rodzice powiedzieli i uwierzyliśmy na słowo), ale wierzący, który przeszedł na ateizm musiał przemyśleć, swoją wiarę, spróbować własnoręcznie zinterpretować świat i Boga. Jednakże, co w kwestii duszy? Czy zakładamy, że duszy także nieposiadamy? Jesteśmy tylko maszynami, a kiedy skończy nam się data ważności odpływamy w niepamięć? A co ze świadomością? Zakładając, że wszyscy jesteśmy świadomi tego, że żyjemy, to co potem? Zapomnimy o tym? Zakładając koncepcje reinkarnacji, dlaczego akurat to wcielenie mamy pamiętać (zakładając, że pamiętamy). Negując reinkarnacje i skupiając się np na chrześcijaństwie, dlaczego akurat w tym roku nasza dusza weszła do tego ciała? Dlaczego akurat ta postać jest tą przejściową do wieczności?
Dlaczego np chrześcijaństwo kategorycznie zabrania np okultyzmu kiedy neguje istnieje magii itp?
Dlaczego te religie są tak sprzeczne? Skoro jest jeden Bóg, to chyba nie powinno być wątpliwości gdyż zakładając, że tylko on może działać cuda, to przecież nikt inny nie mógłby udawać, ludzie tak na słowo raczej nie wierzą. 
Jest wiele ludzi, wiele religii, dopuki ludzie nie narzucają nam swojej religii, a ich religia nie nawołuje do mordu, niech każdy wierzy w co chce. Jednakże czy nie lepiej zastanowić się czy naprawdę wierze w to co zostało mi wpojone? Czy nie lepiej jeszcze raz spojrzeć na duchowość, może z innej strony?

Nie piszę tu nic personalnego, staram się obiektywnie przedstawić ogół religii. Nie znam wszystkich religii dlatego nie znajdziecie tutaj żadnych konkretów, gdyż zwyczajnie nie mam takiej wiedzy. Ale musimy MYŚLEĆ! Nawet jeżeli nasza religia w pośredni lub bezpośredni sposób nam tego zabrania.

13 maja 2013

Własne ograniczenia. Oraz drugi blog

Na wstępie chcę was zaprosić do nowo założonego przeze mnie bloga, jest to opowiadanie o tematyce fantastycznej. Adres to http://mrocznastrona.blogspot.com/
Nie mam zamiaru jakoś zawieszać tego bloga, po prostu od dawna chodzi mi po głowie napisanie czegoś takiego.

Dziś chcę poruszyć temat własnych ograniczeń. A generalnie rzecz biorąc, tego jak sami kreujemy swoje ograniczenia. Na siłę staramy się wmówić zwłaszcza sobie, że czegoś nie jesteśmy w stanie zrobić, że nie mamy predyspozycji, czasu itp. Milion innych wymówek by dalej stać w tym miejscu, w którym stoimy od pewnego czasu. Często marzymy o swoim przyszłym życiu, wyobrażamy sobie naszą świetną przyszłość, dom, kariera, rodzina. Ale mamy w sobie coś takiego, co karze nam niszczyć tą wizję. Można nazwać to lenistwem, strachem, obawą, ale sprowadza się do jednego... do bezczynności. Ciągle mówimy sobie "jutro zacznę biegać" "od przyszłego tygodnia uczę się języków" "od następnego miesiąca uczę się gry na basie". Ale często na słowach się kończy, nie robimy nic, żeby zrealizować postawiony sobie cel, albo szybko się poddajemy.
Dlaczego? Czemu nie chcemy sprawdzić sobie lepszej przyszłości? Czegoś co pomoże nam w późniejszym życiu, albo wspomoże nasze zdrowie, kondycje, wygląd. Lenistwo? Na pewno też, ale jest w tym coś więcej, mamy taki wewnętrzny instynkt samodestrukcji, ograniczamy sami siebie, stawiamy sobie bariery, które istnieją tylko w naszej głowie "nie mam czasu" "nie wiem jak", a wszystko da się pogodzić, wystarczą chęci. Co takiego nas blokuje? Obawa przed porażką? Może nie chcemy słyszeć komentarzy z naszego otoczenia? Pewnie wszystko po trochę jest przyczyną takich, a nie innych zachowań. Najwygodniej, najprościej jest usiąść, nic nie robić i narzekać, że ciągle jest tak samo źle jak było wczoraj. Ale co robimy żeby było inaczej? Może wcale nam to nie przeszkadza? Czemu nic z tym nie robimy?
Jako dzieci mieliśmy mnóstwo energii, chcieliśmy poznawać świat uczyć się czegoś nowego. Marzyliśmy o karierach modelek, lekarzy itp. Teraz jakoś wszystkie te dziecięce marzenia się zatarły, a ponad to na ich miejsce nie pojawiło się nic nowego, żaden inny cel do którego możemy dążyć.
Może najważniejsze to znaleźć ściśle określony cel? Może to jest połową sukcesu? Bo wielu z nas, nawet w wieku 25 lat, nie mają pomysłu na życie. Kończymy szkołę, potem studia i nie mamy nic, nie mamy pomysłu na to co możemy robić, gdzie pracować, jak dalej się kształcić.
Znajdźmy cel i starajmy się ze wszystkich sił dążyć do niego!

8 kwietnia 2013

Przeznaczenie

Zastanawialiście się kiedyś nad przeznaczeniem? Wierzycie w nie?
Ja coraz bardziej zaczynam wierzyć, że takie coś istnieje. Wiele rzeczy, przypadków w naszym życiu ciężko jest wyjaśnić logicznie, spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy mają nas czegoś nauczyć. Poprzez wyrządzoną nam krzywdę uczą nas rozsądku i ostrożności, poprzez szczęście uczą nas ciepła, miłości, szacunku do drugiej osoby. Ale wszystko i te negatywne, i te pozytywne czyny są nam potrzebne. Skąd nauczylibyśmy się pewnych rzeczy gdyby nie popełnione błędy, lub zaufanie niewłaściwej osobie?
Tego nie da się nauczyć, tego trzeba doświadczyć, jest to niezbędne, by potem być mądrzejszym, by nauczyć się pewnych zachowań, zachowywać ostrożność, pewien dystans.
Ale zastanawia mnie jedno, czemu niektórzy ludzie mają nadmiar szczęścia, albo nadmiar złego w swoim życiu? Równowaga? ale czy nie powinna być ona w jednej osobie? Może to taki delikatny znak, żeby przygotować się na coś innego, żeby nie żyć ze świadomością, że zawsze tak będzie.

W takim razie, poddać się temu przeznaczeniu i nic nie robić? Oczywiście, że nie, jestem zdania, że przeznaczenie można przypadkowo zmienić, że jest ono uzależnione od naszych decyzji, ale nie na siłę.
Nie ukryjemy się przed tym kim mamy być, albo co nas musi spotkać, niekiedy po prostu coś musi się stać.
To nie zmienia faktu, że każdy jest kowalem swojego losu, do którego przeznaczenie wplata swój własny, według niego właściwy dla nas plan.
Czy przeznaczenie jest sprawiedliwe? Na swój sposób na pewno, ale dla jednostki raczej nie.
Często zdarzają się nam sytuacje tak przypadkowe, że choćby najmniejsza zwłoka, choćby minuta spóźnienia zaważyłaby na tym, że wiele rzeczy mogłoby się nie zdarzyć.

Jest sens przejmować się czymś na co nie mamy większego wpływu?

29 marca 2013

Święta

Ostatnio cierpię na chroniczny brak czasu i weny, ale moje zamówienie na szablon zostało zrealizowane (za co jeszcze raz dziękuje użytkownikowi Mia) co sprawiło, że mam ochotę o czymś napisać, o czymś aktualnym.


Zbliżają się święta Wielkanocne, przygotowania, zamieszanie, wyjazdy do rodziny itp. Od dłuższego czasu jakiekolwiek święta wydają mi się takim pokazem, przedstawieniem, które rodzice odgrywają przed sąsiadami i rodziną. Bo dlaczego akurat w ten jeden dzień musimy jeść bogatsze śniadanie? Dlaczego tak bez okazji niemożna sobie usiąść z rodziną i zjeść coś dobrego na dobry początek dnia? Jasne takie przedsięwzięcie jest pracochłonne, ale jakoś w "święta" tego zapału nikomu nie brakuje, góra zakupów (dobry zarobek dla sklepów spożywczych), a to wszystko tylko dla tego, że są święta Wielkanocne. 
Kto tak naprawdę świętuje wyżej wymienione święto? Spora część z was na pewno jest wierząca, więc czy pamiętacie wtedy o "Bogu"? Czy idziecie tylko do kościoła z tym koszyczkiem i czekacie żeby tylko można było wyjść i zjeść dobre rzeczy? Nie tylko Wielkanoc, ale każde inne święto, Boże Narodzenie i to sztuczne składanie sobie życzeń, tak naprawdę 95% z nas mówi cokolwiek żeby tylko coś powiedzieć. Wszystkich Świętych, to jest akurat święto przemyślane, bo chociaż raz w roku groby zostaną wyczyszczone, ale dlaczego tylko w ten jeden dzień? Dlaczego nie pamiętamy o naszych zmarłych w inne dni? Dlaczego trzeba się pokazać na procesji, a nie np przyjść z rana, kiedy nie będzie tłumów? Z prostej przyczyny, trzeba pokazać rodzinie, że się jest, że pamięta się o zmarłych, taka strasznie sztuczna pokazówka. To nie jest już prawdziwa pamięć o naszych bliskich, tylko rodzinny spęd.
Nie przepadam za świętami z wyżej wymienionych powodów, oczywiście miło jest obżerać się pysznościami, bo przecież w inny dzień nikt się tak nie natrudzi żeby przygotować coś tak dobrego. Ale dlaczego święta są traktowane jako taka pokazówka przed innymi? To czy wierzymy czy nie jest naszą indywidualną sprawą. Jeżeli jesteśmy wierzącymi, to to w jaki sposób obchodzimy święta jest naszą indywidualną sprawą. Ale dlaczego trzeba manifestować swoją wielką "wiarę"?
Sztuczność to jest coś, co mnie chyba najbardziej irytuję.

Serdecznie pozdrawiam moją pierwszą czytelniczkę Negro Angel

8 marca 2013

Idiotyzm

Dość dawno nic nowego się tu nie pojawiało, ale bardzo lubię tu pisać, takie moje katharsis, mogę się "wygadać". Na razie nie mam czytelników, ale nie zamierzam się jakoś specjalnie reklamować, nie mój klimat. 

Wbrew pozorom każdy mój post ma ze sobą coś wspólnego, ale w końcu z jednego mózgu pochodzą te myśli.

Dzisiaj trochę o idiotach, na pewno niejednokrotnie was irytowało zachowanie niektórych ludzi. Właściwie kogo nie? Idiotę będą wkurzać ludzie mądrzy i na odwrót. Nikt się nie przyzna, że jest idiotą, każdy uważa się za mądrego, więc jak wskazać, że "ta osoba jest mądra" "a ta to niezły idiota", sądzę, że nie do końca nam to oceniać, ile ludzi tyle będzie opinii. ALE niektórzy po prostu na siłę starają się pokazać swoje idiotyczne zachowania (co nie od razu robi z nich idiotów). Nie podam wam magicznej granicy kiedy człowiek staje się idiotą, bo jej nie znam, kto wie, może w kręgu osób mądrzejszych ja usłyszę w swoją stronę hasło "co za idiota". 

Tak rozglądając się wokół ja dostrzegam MNÓSTWO ludzi, których można by było nazwać tym epitetem, w szczególności dziewczyn, a jest to spowodowane tym, że wszyscy chcą być "fajni", przypodobać się grupie, zaimponować, słysząc dziewczyny chichrające się z tego, że ktoś ma krzywo bluzkę dostaje białej gorączki. "Ale ona się ubrała, te kolczyki w ogóle nie pasują do jej oczów, wygląda jak potwór". Mnie też się zdarzy komentować czyjś wygląd, po prostu nie mogę się powstrzymać czasem, jak widzę dziunie w kilo różu na twarzy, co wygląda mega TANDETNIE. Albo co jest wkurwiające, przybranie sobie jednej ofiary i szpanowanie poprzez znęcanie się nad nią w mniej lub bardziej skurwielski sposób, to jest wogóle już upadek totalny, jak widzę takie sytuacje to mam ochotę przywalić takiej grupce, ale co taka jedna osoba może narobić? W grupie każdy jest mocny i cool, a jak przyjdzie załatwić coś samemu to sra w gacie, bo grupka nie pomoże. 

ALE nie mylmy wygłupiania się z idiotyzmem, wygłupianie się jest w porządku, niemożna być wiecznie poważnym. Nierozumiem też ludzi, którzy rezygnują ze swoich upodobań, pasji dlatego, że grupka powiedziała, że to nie jest fajne. Człowiek ma własny rozum, więc powinien z niego korzystać. 
Niewiem czym jest spowodowany ciągle rosnący wskaźnik idiotyzmu na świecie, może zaniechanie czytania książek, ale nikogo się nie zmusi do czytania, można go zachęcić, co szkole poprzez nudne lektury kompletnie nie wychodzi. Bardziej skłaniam się do teorii, że teraz młodzi ludzie (większość) ma za dobrze, o nic nie muszą się martwić, rodzice wszystko im kupują itp, więc mają szanse być dziećmi nawet do 30stki, ale czy to dobrze czy źle? Dla dziecka poniekąd dobrze, mniej stresów, ale na dłuższą mete, to jest szkodliwe, bo potem nie poradzi sobie same w dorosłym życiu. Rodzice są też strasznie nadopiekuńczy i strasznie niekonsekwentni w wychowaniu, przykładowo dziecko rozwali laptopa, przez przypadek bądź nie, nieważne, ale poleci z płaczem do mamy, albo poczeka, aż ona się zorientuje i zacznie przepraszać, matka albo ulegnie powie "nic się niestało, to tylko rzecz". Owszem rzecz, ale wszystko ma swoją wartość, moim zdaniem matka powinna powiedzieć "zepsułeś, to musisz przyjąć kare, albo odkupisz laptopa, albo masz szlaban na wyjście i na komputer przez miesiąc", w ten sposób nauczy dziecko wartości pieniądza jeżeli to odpracuje, a jeżeli wybierze zakaz wyjścia, to poczuje smak kary za zły czyn. Zakładając, że matka nie ulegnie i nie zniesie tej kary.

Podsumowując, to my kreujemy nowe pokolenie, ale też jeżeli 10% wychowa dzieci dobrze, to będą się one męczyć z tymi 90% debilami, ale może z czasem ta różnica będzie mniejsza, mam taką nadzieje, bo znoszenie tych idiotów jest naprawdę męczące.

25 lutego 2013

Pranie mózgu

Witam ponownie, przez przypadek utrzymuje się u mnie tendencja pisania co 3 dni (jak to piszę jest 24 nie wiem o której to wstawię).

Temat na dziś? Jak to wszyscy wokół starają się nam zrobić pranie mózgu.
Zastanawialiście się kiedyś nad tym po co uczą nas w szkole pierdół kompletnie niepotrzebnych w późniejszym życiu? Banalne powiesz? Ale spójrzmy na to serio, wiele rzeczy jest nam niepotrzebnych, jeszcze szkoły podstawowe i gimnazjum, to rozumiem, wiedza ogólna ze wszystkiego, ale w liceum/technikum (w zawodówkach tak jest) powinno się nas kształtować głównie z tego co nam się przyda na kierunku który wybraliśmy. Wiedza ogólna wiedzą ogólną, ale powinna ona się zatrzymać na etapie gimnazjum i być tam naprawdę respektowana, a nie taka na odczep się jak to w większości szkołach bywa, tylko żeby przepchnąć ucznia, żeby pozbyć się problemu, a potem wyrastają tacy idioci, który myślą, że za każdym razem im się uda jakoś zdać. Zamiast robić nowe pokolenie nauczycieli, psychologów, czy innych tego typu bzdet, których już jest masa, może lepiej zainspirować do czegoś lepszego, czegoś bardziej wymagającego, czegoś co może w jakiś sposób przynieść korzyść światu. Technologie przyszłości i tak dalej, nie mówię, żeby nie iść nauczyciela, bo oni też są oczywiście potrzebni, ale jest już ich naprawdę multum. Szkoła powinna, rozwijać, nie tylko wpajać do głowy suchą, nudną wiedzę, z której za 10 lat będziemy pamiętać może 40%. Nauczyciele powinni być inspiracją, pokazać ciekawe aspekty nauki, wskazać właściwy kierunek i w żadnym wypadku nie przepychać na siłę matołów do następnych klas. Powinno się ich nauczyć, że odpowiadają za siebie, że mogę robić w życiu naprawdę ciekawe rzeczy.
Nie wiem czy przypadkiem w jakimś kraju już tak niema, ale w liceum/technikum, dobrze by było żeby uczeń wspólnie z porozumieniem rodzica i jakiegoś doradcy wybrał sobie przedmioty, których chce się uczyć. Może powiecie, że od tego są studia? Owszem, ale często ludzie, którzy wybierają się na studia myślą, że ten kierunek będzie ciekawy, a potem się okazuje, że jednak się pomylił bo jest masa zajęć, które go kompletnie nie interesują i zmusza się, i zdaje ten kierunek, a potem niema pomysłu co dalej. Liceum/technikum powinno być przedsmakiem studiów, przygotowaniem do tego, co chcemy studiować później, przybliżenie nam trochę takiego naprawdę samodzielnego życia, pokazać, że decyzja o naszym wykształceniu jest naprawdę ważna.

Miało być ogólnie o papce, a wyszło tylko o szkole, cóż, zostanie mi temat na inny post. Ciężko mi określić czy mam jakiś czytelników bo większość odsłon jest nabijanych przezemnie, ale jeżeli czytacie, to chętnie wysłucham waszej opinii, może mnie zainspirujecie do następnego posta.

21 lutego 2013

Dziwny wpływ ludzi

Jest wiele kwestii, które chcę poruszyć, sądzę, że religie zostawię sobie na jakiś weekend kiedy mam więcej czasu, bo to jest rozległy temat.

Zastanawialiście się kiedyś jak byście się zachowywali w odosobnieniu? Niekoniecznie więzienie, czy jakaś klatka zero okien, ale chociażby własne mieszkanie i 2 dni tylko dla siebie. Ludzie mają na nas dziwny wpływ, sprawiają, że stajemy się inni, staramy się jak najlepiej dopasować, niekiedy nie dokońca nawet świadomie, wśród ludzi, nawet często naszych przyjaciół nie możemy pozwolić sobie na stu procentowe bycie sobą, zawsze nas coś hamuje, chociażby jakieś tam poczucie wstydu, czy przeświadczenie, że tak się nie powinno zachowywać. Nie mówię tu o skrajnych przypadkach typu pobicia, zabójstwa czy inne tego typu rzeczy, chodzi mi raczej o błahe, codzienne sprawy. Gdyby sfilmować nas z ukrytej kamery w dzień kiedy jesteśmy cały dzień z najlepszymi przyjaciółmi i w dzień kiedy jesteśmy kompletnie sami w domu, na pewno te dwa nagrania różniłyby się od siebie, głównymi bohaterami, a raczej ich zachowanie by się różniło. W dzisiejszych czasach wiele rzeczy nas hamuje, ciągle jest nam wpajane do głowy "właściwe" zachowanie, mówią nam, że to nie przystoi, a tamto nie wypada, ale kto tak naprawdę o tym decyduje? Kto daje nam prawo dyktowania drugiemu człowiekowi jak ma się zachowywać? (jeżeli oczywiście nie popełnia przestępstwa). Nie wiem czy to przez cywilizacje, czy przez tradycje, czy przez religie, ale sądzę, że pewnie przez wszystko po trochę, niemożna jednoznacznie określić przyczyny powstawania naszych masek, które ubieramy każdego dnia. Ciężko znaleźć rzecz, która jest zależna tylko od jednego czynnika i nic innego na nią nie wpływa. Nasuwa się pytanie, dlaczego nie potrafimy przed ludźmi pokazać się bez tej maski? Bez jakiejkolwiek maski. Nie wiem jak było kiedyś, ale teraz wydaje mi się, że po prostu nauczyliśmy się, z własnego doświadczenia bądź cudzego, że ludzie potrafią zranić, może specjalnie ukrywamy siebie, żeby nie odkryć przy okazji swoich słabych stron? Jednocześnie często nie pozwalając ludziom dostrzec u nas tych pozytywnych cech, tych które przypadkiem też chowamy, albo chowamy, bo to jest coś innego i obawiamy się wyśmiania, wyalienowania.

Dziś trochę krócej, ale sądzę, że dłuższe wpisy będą się pojawiać w weekendy.

18 lutego 2013

Nieco chaotycznie

Udało mi się znaleźć zapał do stworzenia bloga, gdy już jest założony, nie wiem od czego zacząć, co napisać.
Nie będzie to pamiętnik, ani nic typowego, będą to prawdopodobnie nieco chaotyczne, trochę filozoficzne myśli, jeżeli kogoś to zainteresuje to super. Jedna zasada, to, że nie rozumiesz, to nie znaczy, że od razu musisz hejtować.

W dzisiejszych czasach zabijana jest kreatywność, wszystko zazwyczaj kręci się w okół kasy, wykształcenia, tego chcą dla nas rodzice, żebyśmy mieli dobry byt w przyszłości, martwią się o to. Czy to naprawdę jest dobre? Nie chodzi mi o to, że rodzice chcą dla swoich dzieci źle, ale czy nadmiarne zmuszanie dziecka do czynności, których nielubi tylko po to "musisz to umieć, tu chodzi o twoją przyszłość" jest właściwe? Czy przypadkiem największą  wartością nie jest(albo nie było) szczęście? Chcemy być szczęśliwy, chcemy by byli szczęśliwi nasi bliscy, ale czy podcinanie skrzydeł jest akurat tym wymiarem troski? Gdy ktoś coś robi nieszablonowo, coś innego, twórczego, to często spotka się tylko z krytyką "po co ci to?" "to jest bezsensu, marnujesz czas", a brak wsparcia w realizowaniu swoich pasji czy marzeń to jest morderstwo szczęścia. Chciałbyś nauczyć się grać na perkusji? Jesteś gotowy długo odkładać na to pieniądze, ale musisz mieć na to zgodę rodziców, którzy powinni pomóc, może trochę dołożyć, ale spotkasz się ze stwierdzeniem "po co ci to? szkoda pieniędzy, nie będziemy płacić jeszcze za lekcje". To jest demotywujące gdy niema się wsparcia, chociażby emocjonalnego. Wiadomo nie wszyscy mają dużo pieniędzy, ale zazwyczaj te 50zł miesięcznie dla swojego dziecka, na spełnienie jego marzenia dałoby się wygospodarować. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, wszystko powoli robi się takie szare, jednolite, proste, bo brak ludzi z wizją, z pasją, z zamiłowaniem do tego co robią. Muzyką można upiększyć świat, dać inspiracje, nawet zarobić na życie. Tańcem również. Malowaniem, czemu nie? Podróżami też się da! Tak mało pierwotnej wartości zostało w ludziach, teraz to pogoń za kasą i często to ludzie zastępują słowo "szczęście" na "pieniądze". Mam pieniądze, mogę wyjechać, spędzić wakacje w hotelu z 5 gwiazdkami, mogę kupić jedzenie, samochód, dom, w tych czasach nawet i miłość... Ale czy to jest właśnie szczęście? Praca do której idziesz jak na rozstrzelanie, czekasz aż tylko się skończy, ale niemasz wyjścia, zatraciłeś się, nieumiesz nic innego, może miałeś predyspozycje do czegoś lepszego (w sensie metaforycznym), ale nie sięgnąłeś po to, może ktoś Cie zniechęcił, a Ty dałeś sobie wmówić, że to niema sensu. Może warto dbać o ludzi z pasją, żeby ten świat za 10 lat niebył tylko zlepkiem budynków, kasy, sztuczności...
Walczmy o swoje marzenia!

Myślisz, że ten post jest dziwny? Ale to nie jest tematyka tego bloga, tu mogą być poruszane wszystkie tematy począwszy od tematu egzystencji po religie czy błache problemy typu mandaty. Trochę chaotycznie? Pewnie masz racje, ale natłok myśli ciężko ubrać w ładnie, równiutkie zdania.